wtorek, 13 sierpnia 2013

Oda do mirabelki. I kolejne odkrycia miejskie

To takie oczywiste. Przecież rosną wszędzie. Jeśli się im przyjrzeć, okazuje się, że jedne są małe i twarde. Inne to złote bomby eksplodujące soczystością. Jeszcze inne są owalne, jak małe melony, supersłodkie, ze skórką zostawiającą kwasek na końcu języka. Na koniec te ciemnoczerwone, też dobre, twarde i kwaśnawe. Lubię wszystkie. A marmoladę mirabelkową lubię naj-naj-najbardziej.

A było to tak. Napisał do mnie M.: "Cześć, miastożerczyni!". Nie widzieliśmy się lat sto, a może jeszcze więcej, uwzględniając nasz wampiryczno-matuzalemowy wiek. Jako że jako miastożerczynie stałyśmy się nieco medialne dzięki pewnej bardzo miłej dziennikarce :), odezwali się do mnie ludzie niesłyszani od wieków. No i tak jakoś wyszło, że wsiadłam z M. na rowery i pojechaliśmy w pewnie znów niewielu znane miejsce w Warszawie (obiecuję foty!).
A tam oczywiście jakiś szał. Pierwsze jabłka - mi smakują już takie, jeszcze twarde, ze słodyczą w tle. M. twierdzi, że jeszcze powinny powisieć. Orzechy włoskie i jeżyny - zebrałam ich miseczkę. I aaaa... aronia, która oszalała - tyle ma owoców. Śliwek tyle, że chyba zacznę je przetwarzać przemysłowo. Są jednak jeszcze twarde, trzeba poczekać na zbiory pewnie ze dwa tygodnie.
I główne bohaterki dzisiejszego posta - złote królewny początku sierpnia: mirabelki. Przywiozłam całą torbę. Nie trzeba ich nawet zrywać, większość leży na ziemi, dojrzała niewiarygodnie, i czeka na zebranie. Druga torba przyjechała z superekologicznych mazurskich stron razem z jedyną na świecie mieszanką mazurskich ziół: kurdybanka, krwawnika i dzikiego tymianku (co za zapach!). Dziękować wam, kochani!
Tymczasem już wydrylowane, już na ogniu, zasypane obłędnie pachnącym muscovado robią się panie mirabelki. Robi się marmolada mirabelkowa. Co to będzie, co to będzie?
Druga miastożerczyni, która uparcie zostawia mnie z całym tym blogiem samotnie, wysyła mi MMS-a: "U mnie 15!". Oczywiście mirabelkowych pyszności.
M. robi z nich wino mirabelkowo-bananowe. Ambitnie! A wy? Co robicie z mirabelek? 

3 komentarze:

  1. Też marmoladę, ale staram się dodać trochę czerwonawych mirabelek - wtedy jest jeszcze ładniej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Konfiturę, dżem, nalewkę (pycha!), wino, owoce kandyzowane a nawet suszone.
    Kocham mirabelkę miłością spełnioną, bo w ogrodzie mam własne :)
    No, uczciwie mówiąc Mirabelka z Nancy mi się wściekła, wszystkie trzy krzewy jednego roku padły, ale zostały ałycze, czyli to co większość ludzkości nazywa mirabelkami :)
    A póki moje własne jeszcze słabo owocują (bo młode), to co roku jadę do Ostródy i zbieram całe kosze dojrzałych owoców spod krzewów niedaleko sklepu meblowego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Polecam dobry Ośrodek Terapii Uzależnień SYMPTOM www.uzalezniony.pl

    OdpowiedzUsuń