To nie jest łatwe. Krojenie pigwowców wymaga wprawy, zręczności i nieziemskiej cierpliwości, której mi brakuje. Jakoś jednak daję radę. W sukurs przychodzą mi aksamitne w dotyku pesteczki, których w pigwowcach pełno. Aż się chce wypchać nimi jakiegoś pluszaka. Są takie miłe, że te z poprzedniej jesieni jeszcze długo leżały u mnie w słoiku, zanim podjęłam decyzję o ich wyrzuceniu.
Już zresztą samo zbieranie pigwowców, szczególnie w ekstremalnych warunkach opuszczonych działek (czytaj: dziury po altankach, trawsko po pas, krzaczory, gałęziory pozasychane etc.) przyprawia o ból głowy. Ach, te kolce! Moje dłonie po tym całym dłuuuugim czasie szabru na legalu (bo przecież nie okradamy nikogo) i przetwarzania ton owoców wyglądają (tak to sobie wyobrażam) jak ręce kobiety pracującej przy wykopkach ziemniaków od lat 20 najmniej. Jest na sali manikiurzystka? ;) (mam sporo przetworów na wymianę za usługę odgruzowania rąk ;))))
Pigwówka in progress |
Pigwa i pigwowiec - dobrana para |
Pigwowce zebrane, pokrojone, czas zasypać je cukrem, nie żałować. Potem mieszać - cierpliwie przez 10 dni. Dnia dziesiątego zalać rumem, spirytusem. Dodać anyż, laskę wanilii, cynamon, miód (tylko nie taki w proszku - uwaga, profanacja!). Właściwie wszystko, co dobrego przyjdzie do głowy. Odstawić na miesiąc albo lepiej. Przefiltrować. Czekać znów miesiąc albo lepiej. Wąchać w międzyczasie - w okresie listopadowego zwątpienia pomaga naprawdę nieźle. I potem pić - nie żałować sobie. W okresie zwątpienia styczniowo-lutowego pigwówka jest niezastąpiona.
Pani pigwa - niesamowicie zmysłowa |